wpis nr 17
…. na półmetku …
Już od sześciu miesięcy z wytężoną uwagą przyglądam się pracy artystów zaproszonych do współtworzenia Portfolio jako archiwum. Z zainteresowaniem wsłuchuję się w ich okołowarsztatowe opowieści i staram się jak najlepiej zrozumieć twórcze dylematy, przed którymi stają i wybory, jakich w ich konsekwencji dokonują. W dzisiejszym wpisie postaram się więc w kilku zdaniach opowiedzieć wam o kulisach dotychczasowych spotkań, a zatem o tym, jak w praktyce wyglądała nasza wymiana myśli, doświadczeń i działań.
Goście zaproszeni do udziału w projekcie to artyści, z których każdy może pochwalić się sporym dorobkiem. Prywatnie zaś, są to moi przyjaciele, nad których sposobami pracy i inspiracjami nierzadko się zastanawiałam, ale w codziennym pędzie i milionach spraw do załatwienia, nigdy nie znajdowaliśmy czasu na swobodne opowiadanie o swoich „niewidzialnych” zapleczach. Rozmowy toczyły się zazwyczaj wokół powstałych już dzieł i wystaw. Dlatego też, przygotowując scenariusz przedsięwzięcia, którego kolejne odsłony możecie śledzić na blogu i w mediach społecznościowych, postanowiłam zaangażować w jego realizację grupę otaczających mnie, ciekawych i utalentowanych osób, z których większość, ku mojej ogromnej radości, bez wahania przystała na propozycję współpracy.
Jak wiecie, nasze spotkania przyjmują formę rozmów, w trakcie których staram się zachęcać gości do opowiadania o tajemnicach swojego warsztatu. Dla mnie jest to podwójnie ekscytujące doświadczenie, ponieważ nie tylko zdobywam nową wiedzę, ale również porównuję swoje sposoby pracy z metodami, którymi posługują się w tym względzie moi rozmówcy. Mając zaś świadomość ich dorobku, za każdym razem w autentyczne zdumienie wprawia mnie fakt, z jakim szacunkiem, skromnością i pokorą podchodzą do tajników uprawianej przez siebie dziedziny.
Ponieważ nie sposób opowiedzieć tu o wszystkich wrażeniach wyniesionych z omawianych rozmów, ograniczę się do czterech przykładów, które szczególnie zapadły mi w pamięć…
Najbardziej zaniepokojona byłam spotkaniem z Kubą Ociepą, ponieważ znamy się od niedawna i tak naprawdę rzetelnie zapoznawałam się z jego dorobkiem dopiero w trakcie pozyskiwania materiałów do Portfolio jako archiwum. Rozmawialiśmy telefonicznie przez kilka dni, przy czym ja leżałam wygodnie w hamaku zawieszonym między brzozami, a Kuba w biegu, rozdarty pomiędzy obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, mimo wszystko był w stanie znaleźć wystarczająco dużo czasu i koncentracji, by rzeczowo i wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie nurtujące mnie pytania. A z rozmów tych wyłaniała się stopniowo sylwetka niezwykle doświadczonego, a zarazem skromnego profesjonalisty. Publikacja jego prac w mediach społecznościowych projektu rozpaliła zaś Internet do tego stopnia, że kolejne lajki i komentarze spływają nieprzerwanie aż do tej pory. Rozmowy z Kubą utwierdziły mnie również w przekonaniu, że dla pracy (uznanego) fotoreportera wiedza i wrażliwość wciąż jeszcze mają decydujące znaczenie i górują nad próbami podpierania się technologiczną protezą.
W kwestii fotograficznych reprodukcji, największy problem miałam w zetknięciu z twórczością Moniki Tarsy. Mimo że, jak sądzę, potrafię warsztatowo poradzić sobie z niejednym zadaniem, reprodukowanie prac Moniki jawi się jako ogromne wyzwanie. Monika jest niezwykle twórcza, maluje szybko – obrazy powstają czasem w zaledwie kilka godzin. Nasza wspólna praca nad jej prezentacją w Portfolio jako archiwum uświadomiła mi dobitnie, jak ogromne znaczenie dla odbioru tej twórczości ma bezpośredni kontakt z dziełem, przyjemność z wyczuwania ich faktury pod opuszkami palców, jednoczesne wyostrzenie zmysłów dotyku i wzroku.
Rozmowy z Pawłem Jasińskim nauczyły mnie tego, że aby zaistnieć w świecie sztuki nie wystarczy sam talent. Potrzebne są też rzetelność, świadomość własnej wartości i, przede wszystkim, niezachwiana niczym konsekwencja. Niezwykle inspirujące w spotkaniu z Pawłem okazały się te jego cechy, których artyści często nie posiadają, lub których nie chcą lub nie potrafią dopuścić do głosu – np. codzienna praca nad wizerunkiem w mediach społecznościowych, która finalnie przyczynia się do sukcesu i rozbudzenia zainteresowania publiczności.
I wreszcie mój ostatni, jak dotychczas, gość – Agnieszka Laskus. Prywatnie starsza siostra, która niejako z definicji była we wszystkim wzorem. We wszystkim, za wyjątkiem fotografii, do której pasja urodziła się u nas obu niemal równolegle i w ramach której zajęłyśmy skontrastowane pozycje (w sensie tematycznym, technologicznym i założeniowym). Na szczęście okazało się, że mimo różnic potrafimy zbudować na tym polu zdrową, twórczą relację opartą na zrozumieniu i zaciekawieniu odmiennym spojrzeniem…
Dlatego też w nawiązaniu do prac Agnieszki, które publikowałam ostatnio w mediach społecznościowych projektu, pozwolę sobie pokazać wam dwie moje realizacje. Pierwsza z nich to „Aniołki” – (symetria / lustrzane odbicie wykonane metodą analogową w ciemni) – fotografia zrobiona w czasach nauki w liceum, nie pamiętam już nawet na jakim cmentarzu… Mimo, że nie osadzona w żadnych sentymentalnych wspomnieniach i nie wypełniona dodatkowymi znaczeniami, idzie ze mną przez życie i pełni funkcję katalizatora wspomnień z tamtego okresu. Druga natomiast – „NH” – (kolejna kombinacja z symetrią i lustrzanymi odbiciami) – jest częścią dużego, chwilowo zawieszonego projektu, w którym bardzo świadomie staram się z nieco innej, mniej oczywistej strony uchwycić i zapamiętać Nową Hutę, miejsce obecnie dla mnie najważniejsze.
Drugie półrocze Portfolio jako archiwum zainaugurują spotkania z gośćmi, którzy od 2015r. niezwykle aktywnie wpływają na moja fotograficzną świadomość, współuczestnicząc ze mną w procesach tworzenia i biorąc udział we wspólnych wystawach. Pierwszym z nich będzie Patrycja Basińska, z którą od przeszło dwudziestu lat wspieramy się i spieramy na polu naszych artystycznych działań. Patrycja jest fotografką, z którą świadomie mówimy o łączącej nas relacji, jako o PLAGIATACH – twórczych korelacjach PB i KL. Nie mogę się już doczekać kolejnej rundy!
Do zobaczenia.