Mobile menu

O edytowaniu i selekcji

(z Kubą Ociepą)

12 czerwca 2021

wpis nr 10

 

 

O edytowaniu i selekcji

(z Kubą Ociepą)

 

Kubo, podczas naszego pierwszego, fotograficznego spotkania pokazałeś mi kilka swoich fotoksiążek, których jakość wywarła na mnie ogromne wrażenie. Podczas kolejnego, wykonałeś mój portret, którym cieszę się do tej pory i (pomimo upływających lat) wciąż zamieszczam go we wszystkich katalogach, prezentacjach itp. Oglądając twoje prace, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że są pedantycznie wręcz dopracowane, że nie ma w nich miejsca na najmniejszy nawet błąd. Czy mam rację? Chciałabym, żebyś opowiedział nam o swoich zestawach i o tym jak powstawały. Interesuje mnie, w jaki sposób posługujesz się fotografią, jak edytujesz, jak archiwizujesz…

 

Kuba Ociepa: Masz racje - obrabiam zdjęcia i podstawą jest tu staranne dokadrowanie. Pracuję nad tym aspektem bardzo długo i szukam dalej za każdym razem, jeśli tylko coś mi nie odpowiada. Staranność w kadrowaniu jest dla mnie istotna, bo w moim przekonaniu świadczy o tym, czy fotograf naprawdę pochylił się nad pracą, którą decyduje się zaprezentować. To samo powtarzam zresztą młodym ludziom, których uczę fotografii. Dla mnie nieodłącznym narzędziem „cyfrowego” myślenia o robieniu zdjęć jest fotoedytor. W przypadku techniki analogowej ograniczony byłbym ilością klatek, co powodowałoby zupełnie inne myślenie - oszczędność, którą w fotografii cyfrowej w ogóle nie muszę się martwić. Dobrym przykładem jest tu fotoreportaż. Bardzo lubiłem tą pracę – dawała mi sporo wolności, ale też dużo się w niej nauczyłem. Wykonywałem wiele ujęć tego samego tematu - nigdy nie oszczędzałem klatek i bałbym się takiego ograniczenia, ponieważ w późniejszej selekcji, pomimo powtórzeń, uzyskiwałem bardzo duży wachlarz możliwości. W pracy z człowiekiem robi to ogromną różnicę, bo ukazuje się różna mimika, gest, i zwiększa szansę na dobre, ciekawe, mocne zdjęcie.

 

Czy to jest główny powód, dla którego nie fotografujesz analogowo?

 

Kuba Ociepa: Nie używam analogu ze względu na to, że właściwie nigdy nie dopracowałem w ten sposób żadnego cyklu. Robiłem takie zdjęcia i pracowałem w ciemni, ale nigdy nie dotrwałem do końca procesu, który zwyczajnie męczył mnie i zniechęcał. Fotografia analogowa to nieporównywalnie długa obróbka, a ja, jak już wspomniałem, bardzo lubię robić dużo zdjęć, aby mieć wybór - moja praca, przede wszystkim, skupia się na wyborze, edytowaniu, na próbach znalezienia tych naprawdę najlepszych.

 

W jaki sposób archiwizujesz takie ilości plików?

 

Kuba Ociepa: Używam w tym celu dwóch dysków w programie Lightroom, gdzie zapisuję oryginały i kopie, przy czym dwa dyski przypadają na każdy rok. Porządkuję fotografie według dat [opis folderu + opis pliku + ciąg cyfr (dzień/miesiąc/minuta/sekunda)], co bardzo ułatwia przeglądanie i odszukiwanie konkretnych zdjęć, choć, przyznaję, wymaga sporo systematyczności.

 

Jestem ciekawa, czy z podobnym pietyzmem podchodzisz do innych aspektów swojej pracy. Czy mógłbyś pokrótce scharakteryzować swoje najważniejsze zestawy, których okrojoną prezentację czytelnicy będą mogli zobaczyć na moim FB?

 

Kuba Ociepa: Pierwszym z nich jest MIASTO – cykl fotograficzny, który planowałem jako pracę zaliczeniową do Opavy. Początek procesu ograniczony był do krakowskiego odcinka Wisły, ale rozwinął się w o wiele obszerniejszy projekt. Najwcześniejsza była fotografia z żółtą rampą w Nowej Hucie, chwalona, atrakcyjna wizualnie, a dzisiaj istotna również dlatego, że samo miejsce już nie istnieje – powstał tam inny park. Z biegiem czasu projekt przerodził się w rodzaj pamiętnika pełnego nieśpiesznych, odrobinę sentymentalnych zdjęć – nieoczywistych, trochę przewrotnych.

 

Kolejny to SĄSIEDZI, gdzie pojawiają się mieszkańcy tego samego budynku na ul. Zamoyskiego. Wydrukowałem małe karteczki z zaproszeniem i umieściłem je w drzwiach. Chciałem odwiedzić moich sąsiadów, spotkać się z nimi na herbacie i wykonać kilka zdjęć. Udało mi się w ten sposób poznać 7 z 12 zamieszkujących tam rodzin.

 

Pierwsze zdjęcie to prawie puste mieszkanie. Lokatorzy byli w trakcie wyprowadzki, co prawda jedynie 50 metrów dalej (nie mogli rozstać się z ulicą Zamoyskiego), ale i tak przyszedłem do nich w ostatnim momencie. Byli już spakowani i większość rzeczy mieli wyniesionych. Mówili o sobie dość dużo i choć nie chcieli zdjęć, zgodzili się wiedząc, że było to dla mnie bardzo osobiste działanie. Druga fotografia z tego dyptyku to poszukiwanie swojego miejsca, próba odniesienia do sytuacji tej pary. Sfotografowałem dom we mgle, jako symbol swojego (nieuchwytnego) stałego miejsca.

Kolejna fotografia z zestawu przedstawia dwie kobiety: 97-letnią matkę i jej chorą córkę, którą staruszka się opiekuje. Uzupełnieniem dyptyku jest zdjęcie drzewa na tyle kamienicy, w jakimś sensie symbolizujące starania matki, aby mimo trudności pozostać podporą domu.

Trzeci dyptyk - sąsiadka z parteru, samotna kobieta, która chciała założyć rodzinę i druga fotografia symbolizująca jej tęsknotę za macierzyństwem.

Czwarty - para prawdopodobnie również tęskniąca do założenia rodziny, ale zaszachowana sytuacją finansową (oboje pracowali jako freelancerzy – fotografka i instruktor wspinaczki), która nie pozwalała na pogodzenie pasji zawodowej i rodzicielstwa.

Bohaterem kolejnego dyptyku jest sąsiad, który na pierwszej fotografii prezentuje się jako godnie wyglądający mężczyzna z sąsiedztwa, na drugiej zaś, nieostrej, zdradza rysy choroby alkoholowej, z którą się mierzy.

Następna fotografia przedstawia dziewczynę w oknie, przy balkonie. Żyje ona zmianami, wyprowadzką, kupowaniem dziury w ziemi. W końcu wycofała się z tego pomysłu i wraz z mężem mieszkają zupełnie gdzie indziej.

 

Innym, ważnym dla mnie zestawem jest MÓJ DZIEŃ, którego powstanie związane było z zaliczeniem tematu do Opavy. Zacząłem po najmniejszej linii oporu, opowiadając o swoim dniu, ale starałem się, żeby nie było to płytkie, zależało mi, aby głębiej pozaczepiać siebie. Cykl powstawał przez tydzień (więc tytuł nie jest prawdziwy) i pokazuje mnie samego i Tychy - nie jest więc w żadnym stopniu uniwersalny, ale za to bardzo atrakcyjny wizualnie i dopracowany.

 

Kolejnym, o którym chciałbym ci opowiedzieć jest 100 DNI, bardzo ważny dla mnie, szalenie osobisty cykl zrobiony przed narodzinami chłopców, kiedy moja żona, ze względu na zagrożenie ciąży, położyła się w szpitalnym łóżku. Ja zaś byłem bardzo zaangażowany w pracę fotoreportera i wydawało mi się, że zasłaniając się aparatem, łatwiej przejdę przez ten wyjątkowo trudny okres. Pamiętam, że byłem tak zmęczony i wystraszony, że za każdym razem, kiedy wchodziłem do szpitala, miałem przy sobie aparat. Praca nad tym zestawem trwała trzy miesiące - musiałem ograniczyć się w wyborze, aby nie przegadać tematu. Fotoreportaż to układanie historii, robienie historii, musi trwać, nie wolno skończyć zbyt szybko, bo nigdy nie wiadomo, czy następna „sesja” nie przyniesie lepszej klatki. Najmocniejsza w tym zestawie jest dla mnie fotografia z oknem, gdzie po dwóch miesiącach zabrałem swoją żonę, aby wreszcie mogła wyjrzeć na zewnątrz. Trafiła do szpitala na wiosnę, a to co wtedy zobaczyła – to była już jesień.

 

CZARNO PRAWIE NOC to również bardzo osobista historia, w pewnym sensie ukazująca moją mroczną stronę. Jest to cykl wykonany na Zakrzówku, w miejscu, w którym dochodzi do wielu samobójstw, zwłaszcza wśród młodych ludzi, bo tak naprawdę w wieku, powiedzmy, 16 lat niewiele trzeba, aby rzucić się ze skarpy. Próbowałem retrospektywnie przyjrzeć się swoim historiom. Było mi obojętne, co się dzieje ze sprzętem, ze mną i tak dalej. Nie oszczędzałem aparatu, padało czy nie padało, nie miało to znaczenia - fotografowałem na statywie, przy długim czasie naświetlania…

 

 

Kubo, bardzo dziękuję za świetne opowieści. Fragmenty opisanych przez ciebie prac (oraz trzech innych, o których tutaj nie wspominasz), będę prezentowała na facebookowym profilu Portfolio jako archiwum, a wszystkich czytelników, którzy chcieliby dokładniej zapoznać się z twoją twórczością zapraszam do odwiedzenia strony www.kubaociepa.pl.

Do zobaczenia!