Mobile menu

O mapach i skarbach

(z Patrycją Basińską)

20 września 2021

wpis nr 18

 

 

O mapach i skarbach

(z Patrycją Basińską)

 

Patrycjo, nasze artystyczne ścieżki po raz pierwszy splotły się ze sobą w roku 1999, a zatem już ponad dwadzieścia lat temu. Doskonale pamiętam tamte pierwsze spotkania i pierwsze rozmowy o fotografii, która do dziś zresztą pozostała dla nas najważniejszym tematem do dyskusji. Spędziłyśmy też wspólnie sporo czasu w ciemniach, studiach fotograficznych i na plenerach. Pisząc projekt Portfolio jako archiwum niemal automatycznie dołączyłam cię do listy zaproszonych gości, a ty, nie wgłębiając się w szczegóły, także bez zastanowienia zgodziłaś się na wspólne działanie. Na początek rozprawmy się więc może z tytułową dla mojego projektu „archiwizacją”. Jeden z twoich zastawów (ten zatytułowany: I REMEMBER WHEN) w pewnym stopniu pozwala uświadomić nam, z jaką skrupulatnością podchodzisz do tego zagadnienia…

 

Patrycja Basińska: Fotografią prywatną zajmuję się codziennie, prowadzę bowiem, tak zwany, fotograficzny pamiętnik. Z tych zdjęć powstają później wydruki w formacie pocztówek, niektóre z podpisami. I choć na dzień dzisiejszy mam około dwuletnie opóźnienie w edytowaniu ostatniego zbioru, to jednak wszystkie te fotografie cierpliwie czekają na swój czas. Drukuję praktycznie wszystkie. I któregoś dnia przyszło mi do głowy, żeby pokazać ten ogrom pamiątkowych fotografii. Sfotografowałam więc stosy zdjęć odpowiadających danym okresom czasu. Każdą z takich stert następnie zważyłam i zamierzałam określić w ten sposób „wagę pamięci”. Dla przykładu – w roku takim a takim obrazów wartych zapamiętania uzbierało się jakieś dwa i pół kilograma. Wydaje mi się to prostym i autentycznym miernikiem. To archiwum mojej codzienności - wydrukowane, zważone i spakowane w pudełka. Taka jest też proponowana forma ekspozycji galeryjnej tego zestawu, do którego wnętrzności odbiorca nie ma dostępu. Dla mnie jednak wszystkie te pudełka pozostają otwarte, więc w każdej chwili mogę wrócić do interesujących mnie wspomnień… Pomimo to, że drukuję te fotografie, wszystkie archiwizuję również na dyskach. Jest to niezbędne ze względu na późniejszą edycję, którą rozumiem jako korektę czy poprawkę. W tym względzie skupiam się głównie na walorach estetycznych – obrabiam te zdjęcia kolorystycznie, dodaję filtry, korzystam z uproszczonych, telefonicznych programów graficznych itp.

 

Drugim słowem-kluczem, na temat którego przepytuję zaproszonych do projektu gości jest zagadnienie digitalizowania i reprodukowania dzieł sztuki. Najczęściej temat ten pojawiał się tutaj w odniesieniu do malarstwa, ale mam wrażenie, że poruszenie go będzie zasadne również w przypadku niektórych twoich zestawów. Przede wszystkim mam tutaj na myśli BLANK MAPS WITH INSTRUCTIONS. Uczestniczyłam w wernisażu tej wystawy i byłam zafascynowana strukturą i fakturą pokazywanych tam prac, a zatem czymś, czego obcując z przedstawieniem na stronie internetowej możemy się, co najwyżej, domyślać.

 

Patrycja Basińska: Masz rację - przedstawienie map na stronie internetowej uniemożliwia całościowy odbiór ich plastycznych właściwości. Prace te powstały w technice własnej, polegającej na niszczeniu bardzo dobrej jakości druku. Zastosowałam gruby, matowy papier Epson w formacie A4, bardzo zadowalający pod względem struktury i faktury. Szczególnie istotna była tu jednak jego odporność na niszczenie – wydruki gniotłam, wkładałam na kilka godzin do wody, na całą dobę do kompostownika… Ze względu na cały ten proces, każda z map jest niepowtarzalna, unikatowa. Stały i określony jest natomiast sposób ich przechowywania – złożona poprawnie mapa umieszczona jest w pudełku, a cały zestaw uzupełnia rolka taśmy klejącej… W tej formie prace te wystawione są na sprzedaż.

Powinnam chyba dodać, że te wielkoformatowe pejzaże są dla mnie niezwykle istotne. Myślę bowiem o sobie jako o pejzażystce, dla której kontakt z naturą ma ogromne znaczenie. Uwielbiam oglądać i przetwarzać pejzaże, a w przypadku omawianego cyklu pozwalają mi one dodatkowo na zbudowanie metafory nawiązującej do średniowiecznej Mappa Mundi i sposobów osobistego, wielowymiarowego modelowania postrzeganej rzeczywistości.

 

Z twojej opowieści wyłania się obraz skomplikowanego, wieloetapowego procesu twórczego, w który jesteś mocno zaangażowana i nad którym sprawujesz ścisłą kontrolę. Czy podobnie wygląda to w odniesieniu do twoich innych zestawów? Mam tu na myśli na przykład: BOX CAMERA albo LEVEL 3. Jaka rolę w ich powstawaniu odgrywa „kontrolowany przypadek”?

 

Patrycja Basińska: W odniesieniu do BOX CAMERA o pewnej przypadkowości możemy mówić, przede wszystkim, z uwagi na specyfikę sprzętu, jakim się posłużyłam. Był to Kodak Brownie No.2, a więc aparat produkowany w pierwszych trzech dekadach XX wieku. Z jednej strony zachwycał mnie on swoją prostotą (jest to proste pudełko ze spustem migawki), z drugiej zaś, z uwagi na swoją techniczną niedoskonałość, nie pozwalał sprawować pełnej kontroli nad powstającym obrazem. W procesie naświetlania do dyspozycji miałam właściwie wyłącznie czas B, a zatem kluczowa okazywała się sprawność fotografa w stosunku do sytuacji oświetleniowej. Fotografowałam bez statywu. Użyłam zwykłych negatywów, z aktualną datą przydatności, proces wywoływania również był klasyczny. Pomimo że starałam się poprawnie naświetlać te zdjęcia, to jednak Brownie dość poważnie ograniczał moje możliwości. Dlatego negatywy wyszły prześwietlone i na pierwszy rzut oka do niczego się nie nadawały. Postanowiłam jednak sprawdzić, jak poradzi sobie z nimi skaner. Okazało się, że dawał radę, ale bardzo przypadkowo i za każdym razem inaczej analizował poszczególne klatki. W efekcie każdego kolejnego skanowania powstawał więc inny, niepowtarzalny obraz. Finalnie mamy tu zatem do czynienia z fotografią hybrydową – połączeniem techniki analogowej i druku cyfrowego. Fotografowałam w ten sposób przez około dwa lata szukając kolejnych obrazów i starając się bezpośrednio nawiązać do sformułowanej przez Flussera definicji fotografii eksperymentalnej, jako „gry przeciwko apparatusowi”.

Jeśli zaś chodzi o LEVEL –3, to właściwie cały ten zestaw wyrasta z niesamowitości, strachu, przypadkowości, ale i synchroniczności danej chwili. Te autoportrety powstały w efekcie silnego wstrząsu emocjonalnego, rozprężenia, rozpadu. Zestaw ten jest więc dla mnie osobiście nasycony wieloma znaczeniami, ale w skrócie chodzi o windę, parking, utratę przytomności, potrzebę kontroli, świadome śnienie i … pisanie listów. LEVEL –3 może być prezentowany jako zestaw 4 wydruków, film, lub połączenie filmu z obrazem statycznym, bo mam wrażenie, że obie te formy znakomicie się dopełniają.

 

 

 

Mimochodem wspomniałaś chyba o niechęci do publicznego dzielenia się niektórymi aspektami tej historii, co przywodzi mi na myśl jeszcze jeden zestaw, o który chciałabym cię zapytać. Mam tu na myśli FOTO - ELGAS, o którym wiem, że jest dla ciebie niezwykle istotny, a którego nigdy publicznie nie pokazujesz…

 

Patrycja Basińska: Przebywanie z tymi fotografiami to intymne doświadczenie dotykające mnie do szpiku, a ich bohaterowie stali mi się bliscy niczym rodzina, której prywatność staram się być może chronić. Weszłam w posiadanie tych zdjęć około dziesięć lat temu. W bańce na mleko zakopanej w ziemi znaleziono około 500 klatek negatywów i kilka perfekcyjnie wywołanych odbitek. Jest to fotografia pamiątkowa … historia miłosna – mężczyzny o imieniu Fred, oraz nieznanej z imienia kobiety. Wykonane około 80 lat temu, z pieczątką zakładu fotograficznego w Monachium, który - jak się okazało - wciąż istnieje. Odwiedziłam ten sam co Fred ogród botaniczny … wykonałam podobne fotografie … Nie znam historii tych ludzi, bo nie dysponuję żadnymi danymi poza obrazem. Wiem tylko, że żyli w dramatycznych czasach i że uznali swoje prywatne fotografie za coś na tyle cennego, by uchronić je zakopując w ziemi. A ja, odkąd weszłam w posiadanie tego autentycznego, fotograficznego skarbu, jestem nim zachwycona, oszołomiona, a może wręcz - opętana. I wracam do tych zdjęć, jak do najlepszej książki. Kto wie, może kiedyś znajdę czas na opracowanie i przeprowadzenie większego dochodzenia i, żeby poznać historię Freda, wynajmę profesjonalnych detektywów…

 

To niesamowita i fascynująca historia, dlatego tym bardziej cieszę się, że zgodziłaś się pokazać mały fragment tego fotograficznego skarbu w Portfolio jako archiwum. Dziękuję ci za kolejną inspirującą rozmowę, a wszystkich czytelników serdecznie zapraszam do obserwowania mediów społecznościowych mojego projektu, jak i do odwiedzania strony internetowej Patrycji (www.patrycjabasinska.com), gdzie zobaczyć możecie szerszą prezentacje omawianych dzisiaj zestawów.

 

Do zobaczenia!